Nie zawsze nagrodę Nobla otrzymują ci, którzy na nią w jakimś stopniu zasługują ( patrz pewien prezydent ). Bardzo rzadko sytuacja ta mam miejsce w dziedzinie literatury, gdzie jak to w sztuce , można w obecnych czasach wylansować niemal każdy bełkot i wypociny.
Najrzadziej ta sytuacja dotyczy poetów…
W 1971 roku nagrodę tę otrzymał chilijski poeta Ricardo Eliecer Nefiali Reyes Besualto , który przyjął pseudonim Pablo Neruda.
Pablo był synem urzędnika kolejowego i nauczycielki, która zmarła gdy poeta był niemowlęciem.
Życiorys Nerudy do dziś budzi kontrowersje – był on członkiem Komunistycznej Partii Chille- prawdziwym komunistą z krwi i kości…i prawdziwym człowiekiem !
Poeta był ulubieńcem mass-mediów we wszystkich krajach realnego socjalizmu. W 1950 r. otrzymał Międzynarodową Nagrodę Pokoju, a w 1953 r. Leninowską Nagrodę Pokoju.
W 1971 roku Pablo Neruda uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla za “poezję, która z nadzwyczajną siłą wyrażała los całego kontynentu”.
Podczas odczytu noblowskiego poeta powiedział, że jego twórczość zawsze była próbą przezwyciężenia nie opuszczającego go poczucia samotności.
Przyznanie nagrody Nerudzie zostało przyjęte na świecie z mieszanymi uczuciami. Twierdzono, że jest to decyzja polityczna, która miała zatrzeć złe wrażenie, jakie wywołało wśród rządów krajów socjalistycznych wyróżnienie rok wcześniej antykomunistycznego Sołżenicyna.
Zapewne tak było… jednak komitet noblowski bezwiednie przyznał nagrodę jednemu z najwybitniejszych Poetów ludzkości, którego tworczość w polskich szkołach jest konsekwentnie pomijana… i tak juz chyba zawsze będziemy ze łzami w oczach czytać ”ironiczne wiersze” Szymborskiej !
Życie i przepełnioną liryzmem, patriotyzmem twórczość Pabla Nerudy oraz wspołczesną mu historię Chile poznamy bliżej na obozie w Murzasichle.
***
Jak zegar idzie nie spiesząc się wcale,
a z taką pewnością, że pożera lata:
dni to maleńkie, przelotne winogrona,
miesiące tracą barwę wydobyte z czasu.
Mknie minuta za minutą do tyłu, wystrzelona
przez najbardziej staromodną artylerię,
i nagle nam zostaje tylko rok do odejścia,
miesiąc, dzień i zjawia się śmierć w kalendarzu.
Nikt nie mógł zatamować uciekającej wody,
ani jej miłość, ani myśl nie wstrzymała,
biegła, wciąż biegła między słońcem a istotami,
aż nas zabiła jej ulotna strofa.
I w końcu upadamy w czas, wyprostowani,
i porywa nas, i już minęliśmy, umarli,
wleczeni bez istnienia, aż nie jesteśmy ni cieniem,
ni prochem, ni słowem, i wszystko tam zostaje,
a w mieście, w którym żyć już nie będziemy,
pozostały po nas puste ubrania i pycha.
***
Wobec ciebie
nie jestem zazdrosny.
Przyjdź z mężczyzną
za plecami,
przyjdź mając ich stu we włosach,
przyjdź z tysiącem ich od piersi do stóp,
przyjdź jak rzeka
pełna topielców
na spotkanie ze wściekłym morzem,
wieczną pianą i burzą.
Przynieś ich wszystkich
tam gdzie czekam:
zawsze będziemy sami,
zawsze będziemy ty i ja
sami na ziemi
aby rozpocząć życie.
***
Naprzeciw błękitu poruszając swoje błękity
morze, a naprzeciw nieba
kilka kwiatów żółtych.
Nadchodzi październik.
I chociaż
tak ważne jest morze rozwijające
swój mit, swoją misję, swoje uniesienie,
wybucha
na piasku złoto
samotnej
żółtej rośliny
i przywiązują się
twoje oczy
do ziemi,
uciekają od wielkiego morza i jego pulsowania.
Prochem jesteśmy, będziemy.
Ani powietrzem, ani ogniem, ani wodą,
ale
ziemią,
tylko ziemią
będziemy
i może
kilkoma żółtymi kwiatami.
***
Całe twoje ciało ma
w sobie
przeznaczone mi naczynie lub słodycz.
Podnosząc rękę
trafiam wszędzie na gołębia,
co szukał mnie, jakby
ciebie, miłości, uczyniono z gliny
dla moich dłoni garncarskich.
Twoich kolan, twych piersi,
twej kibici
brakuje we mnie jakby w wydrążeniu
ziemi spragnionej,
od której oddzielono
formę,
a razem
jesteśmy całkowici jak jedna rzeka
jak jedno ziarnko piasku.
***
Kto odkrywa, kim jestem, odkryje także, kim jesteś.
I jak, i gdzie.
Dotknąłem nagle całej niesprawiedliwości.
Głód był nie tylko głodem,
lecz i miarą człowieka.
Przemierzył sto głodów i upadł, jak stał.
Przy stu zimnach został pogrzebany Pedro.
Jeden wiatr tylko przetrwał biedny dom.
I dowiedziałem się, że centymetr i gram,
łyżka i mila mierzyły chciwość
i że człowiek osaczony upadał nagle
w dół, i tylko tyle wiedział.
Tyle tylko, i to było miejsce,
prawdziwy upominek, dar, światło, życie,
to znaczyło cierpieć zimno i głód
i nie mieć butów, i drżeć przed sędzią, przed drugim,
przed drugim człowiekiem z mieczem lub kałamarzem,
i tak popychany, z łopatą czy siekierą,
szyjąc, piekąc chleb, siejąc zboże,
wbijając w drewno każdy gwóźdź gdzie należy,
wdzierając się w ziemię jak we wnętrzności,
aby wydrzeć, po omacku, trzeszczący węgiel,
i więcej jeszcze, przekraczając rzeki i góry,
jeżdżąc na koniach, prowadząc okręty,
wypalając dachówkę, dmuchając szkło, piorąc bieliznę,
a w taki sposób, że wszystko wyglądało,
jak królestwo dopiero co ustanowione,
jagody połyskujące w winnym gronie,
kiedy człowiek postanowił być szczęśliwy,
a nie był, nie był taki. Zacząłem odkrywać
prawo nieszczęścia,
tron z krwawego złota,
wolność nierządną,
ojczyzną nagą,
serce poranione i zmęczone
i zgiełk umarłych bez łez,
suchych jak spadające kamienie.
I wtedy przestałem być dzieckiem,
bo zrozumiałem, że mojemu narodowi
nie pozwolono na życie
i odmówiono pogrzebu.
***
A pewnego ranka wszystko się paliło
i pewnego ranka ognie
buchały z ziemi
pożerając istnienia,
i od tego czasu,
i od tego czasu krew.
Bandyci z samolotami i z Maurami,
bandyci z pierścieniami i księżnymi,
bandyci z czarnymi mnichami błogosławiącymi
lecieli niebem, żeby zabijać dzieci,
i ulicami krew dzieci
płynęła zwyczajnie, jak krew dzieci.
Szakale, których by się szakal wstydził,
kamienie, które suchy oset kłułby ze wzgardą,
żmije, które by żmija przyjęła nienawiścią!
Przed wami widziałem krew
Hiszpanii dźwigającą się,
żeby zatopić was jedną, jedyną
falą dumy i noży !
Generałowie
zdrajcy,
zobaczcie mój martwy dom,
zobaczcie Hiszpanię rozdartą;
ale z każdego martwego domu wypływa metal płonący
zamiast kwiatów
ale z każdej dziury Hiszpanii
wychodzi Hiszpania,
ale z każdego martwego dziecka wschodzi karabin mający
oczy,
ale z każdej zbrodni rodzą się kule,
które kiedyś odnajdą miejsce
waszego serca.
Zapytacie, dlaczego jego poezja
nie mówi nam o śnie, o liściach,
o wielkich wulkanach w jego ojczystym kraju ?
Przyjdźcie zobaczyć krew na ulicach,
przyjdźcie zobaczyć
krew na ulicach,
przyjdźcie zobaczyć krew
na ulicach!